Archiwa tagu: ze zbiorów Artykwariatu

Z HISTORII GRAFIKI EUROPEJSKIEJ…

Z historii grafiki europejskiej…

W zarysie historii grafiki europejskiej trudno jest pominąć historię „przybycia” papieru na stary kontynent. Chociaż drukowano nie tylko na papierze, to właśnie ten materiał dawał możliwość wielości zarazem obniżając koszta. Papier (wynaleziony w Chinach) w Europie pojawił się za pośrednictwem Arabów, początkowo na terenach Hiszpanii oraz Sycylii. Pierwsze papiernie europejskie powstały w XII i XIII wieku. Od przełomu wieków XIII i XIV, oraz uogólniając w całym wieku XV kultura arabska była w świecie wiodącą, najbardziej zaawansowaną. Jednak ówczesny Sułtan Osmański – Sulejman Wspaniały popełnił jak się później okazało, ogromny błąd. W 1532 roku wprowadził on zakaz druku Koranu. Powielanie go polegało na przepisywaniu co oczywiście było czasochłonne, w związku z czym księgi trafiały do wąskiego grona odbiorców. Następnie za panowania Sulejmana Wspaniałego wydano drukiem zaledwie jeden traktat dotyczący walki z… Syfilisem.

J.W. Meil, "Der Kupferdrucker" Źródło: lexikus.de

J.W. Meil, „Der Kupferdrucker”
Źródło: lexikus.de

Decyzje Sulejmana zapadały w czasie, w którym „Zachód” kładł nacisk na naukę, ekspansję ekonomiczną, kształtowano i rozwijano kulturę gospodarki kolonialnej. Kultura arabska natomiast utraciła swoją pozycję mocarstwa z powodów religijnych i wpadła w cywilizacyjną zapaść. Odwrotne efekty zaistniały w Europie. Obecność, a nie brak grafiki była tutaj pomocna dla osłabienia władzy duchownych a w efekcie reformacji. Paradoksalnie do postępowania Sulejmana, to wiek XV uznaje się za wiek wielkiego rozwoju grafiki książkowej – jej licznych technik i druku (wystarczy za przykład podać chociażby dokonania Johannesa Gutenberga, który bardzo przyczynił się do rozwoju techniki druku). W Europie coraz prężniej powstają drukarnie, wraz z nimi księgi, a te z grafikami.
W XVI wieku narasta produkcja książek. We wszystkich dziedzinach dostarczane były olbrzymie ilości wzorów artystycznych form.

 Marino M. LUSY [1880 -1953] Portret kobiety w kapeluszu  litografia na oryginalnym papierze japońskim Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT

Marino M. LUSY [1880 -1953] Portret kobiety w kapeluszu
litografia na oryginalnym papierze japońskim
Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT

Operowano coraz to różnymi technikami graficznymi. Począwszy od drzeworytu (najstarszej techniki) i jego odmian, poprzez miedzioryt – pierwszą technikę graficzną na metalu, stosowaną już w 1 poł. XV w., akwafortę wynalezioną na przełomie XV i XVI wieku, mezzotintę którą posługiwano się od poł. XVII w., akwatintę – wynalezioną po poł. XVIII w. w efekcie poszukiwań poszerzenia możliwości kolorystycznych w grafice, a także litografię od końca XVIII w.. Bez wątpienia, przysłowiem „potrzeba matką wynalazków” śmiało można określać historię rozwoju technik graficznych.

Istotnym aspektem był nakład, problem ekonomii, grafiki powstawały przecież aby przynosić zysk. Wielu z nadzieją upatrywało możliwość szybkiego i łatwego bogacenia się dzięki tej nowości. Podstawowym pytaniem było „sprzeda się, czy nie?”. Pracowano nad matrycami – ich trwałością: im więcej matryca wytrzyma – tym więcej zysków przyniesie. Grafiki były elementem pożądania – otworzyło to szeroką przestrzeń do handlu, fałszerstw i oszustw. W Wenecji celowo fałszowano dzieła Albrechta Dürera, który w tej sprawie awanturował się w pałacu Dożów. Z oszustwem podejmowano walkę sygnując swoje prace coraz częściej, lecz jak wiadomo, i ten sposób nie był skuteczny całkowicie.

Rola zapotrzebowania społecznego powiększała się, wraz z nim wzrastała produkcja. W wieku XVII pojawiły się gazety, a z biegiem czasu wszystko co związane z grafiką i drukiem nabierało rozpędu i dynamiki.

Ernst Fuchs (Wiedeń 1930-2015), Narodziny Wenus akwaforta na papierze sygn. p.d. "Ernst Fuchs", l.d. "131/200" Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT

Ernst Fuchs (Wiedeń 1930-2015), Narodziny Wenus
akwaforta na papierze
sygn. p.d. „Ernst Fuchs”, l.d. „131/200”
Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT

Pomimo różnic cywilizacyjnych, skutków podejmowanych decyzji przez potężnych władców, trzeba przyznać, że grafika od XVI wieku stanowiła swoisty nośnik kultury masowej. W czasach swojego intensywnego rozkwitu (który trwał przecież kilka wieków), grafika pełniła tą samą rolę co pierwsze radio, telewizja, internet a z nim np. facebook, youtube etc… Pojawienie się grafiki było innowacją, zaczęto masowo przekazywać treści za pomocą obrazu. Jako najlepszy przykład należy podać tzw. Flugblätter – druki ulotne – ulotki, których korzenie sięgają końca XV wieku. Informacja nagle rozprzestrzeniała się szybciej i docierała do większej rzeszy ludzi niż dotychczas. Grafika, pojawiając się w Europie spotkała się z ogromnym zainteresowaniem i zyskała tym samym, znacznie przyśpieszony proces rozwoju.

Maciej Strzelczyk

 

 

SZTUKA NA ŚWIĘTA

Sztuka na święta

Wielkimi krokami zbliżają się święta wyzwalając marketingową falę promocji, której celem jest uniesienie rzeszy świątecznych prezent-hunterów prosto w progi najlepiej reklamujących się firm. „Wielka promocja”, „super zniżki na prezenty”, „zimowe cięcie cen”, czy jakże ostatnio popularne i świecące czerwienią „sale sale sale”.  To czas magiczny, w którym przekonanie, że jeśli coś jest tanie to być może jest gorszej jakości, przestaje funkcjonować. Co zatem w tym czasie dzieje się ze sztuką? Czy podlega  ona promocjom bijącym ceny w sposób zadziwiający? Czy święta to czas polowania także na rynku antykwarycznym? A przede wszystkim, co dzieje się na aukcjach sztuki?

Z pewnością prezent z dziedziny sztuki określony zostanie jako niezwykły, nadzwyczajny, zachwycający. Jeśli nawet będzie to kuriozum, obdarowujący spodziewać się może, że docenienie wysiłku włożonego w odnalezienie sprofilowanego podarku, wzbudzi większy entuzjazm w obdarowanym, niż coś łatwo osiągalnego w licznych sklepach sieciowych.

Nicolaas Johannes ROOSENBOOM [ 1805-1880] Na lodzie, olej na płótnie, 63 x 80 cm, obraz z kolekcji Artykwariatu

Nicolaas Johannes ROOSENBOOM [ 1805-1880] Na lodzie, olej na płótnie, 63 x 80 cm, obraz z kolekcji Artykwariatu

Sztuka rządzi się swoimi prawami na co dzień i można by rzec – tym bardziej w czasie świątecznym i przedświątecznym. Uznając, że w istocie w znalezienie odpowiedniego obiektu trzeba włożyć więcej trudu niż przeciętnie, domy aukcyjne wychodzą naprzeciw świątecznym poszukiwaniom, mnożąc tzw. świąteczne aukcje. Z promocją mają one jednak niewiele wspólnego,  wybór jest często zdecydowanie mniejszy, co zatem wyróżnia je na tle innych aukcji? Tendencja w zagranicznych domach aukcyjnych pokazuje, że nie trzeba przeglądać dziesiątek stron katalogów, bo zamiast tego mamy wyselekcjonowaną listę obiektów, wśród których łatwiej  jest znaleźć prawdziwe perełki. Kolejną różnicą są ceny wywoławcze prezentowanych dzieł – kwoty dość pokaźne, chciałoby się rzec „coś za coś”. Czas kosztuje, a nasz czas oszczędza wstępna preselekcja wykonana za nas przez dom aukcyjny. Nie szkodzi, że mniej za więcej, bo jednocześnie lepiej i ciekawiej.

Ciekawą propozycją są aukcje w formule dopuszczającej licytację w dół. Stanowią gratkę nie tylko dla kolekcjonerów, ale także dla widzów, którzy nawet nie zamierzając, mogą dokonać bardzo satysfakcjonujących zakupów. W Polsce takie aukcje zaproponował m. in. dom  aukcyjny DESA Unicum. Na tego typu aukcjach ceny wywoławcze bywają bardzo niskie względem estymacji dzieła, a aukcjoner rozpoczyna licytację obniżając wywołaną kwotę. Jak pokazuje przykład DESY, zdarza się, że pierwsze i zarazem ostatnie propozycje kupna padają czasem przy cenach stosunkowo niskich jeśli chodzi o sztukę użytkową. W przypadku ciekawych obrazów czy grafik ów sposób licytacji doskonale podgrzewa (świąteczną) atmosferę, a ceny rozpoczynające właściwe licytowanie przez potencjalnych nabywców, przekraczają kilkukrotnie kwotę wywołaną na początku.

Aukcja charytatywna Dla Domu w CK Zamek Poznań, źródło: Fundacja Dom Autysty

Aukcja charytatywna Dla Domu w CK Zamek Poznań, źródło: Fundacja Dom Autysty

Poza ramy „świątecznych okazji” wychodzą zdecydowanie aukcje charytatywne, które odbywają się często właśnie w okolicy Świąt. Jest ich wiele, a obiekty na nich proponowane bywają naprawdę niezwykłe. Zwłaszcza ciekawe są aukcje oferujące sztukę współczesną, wśród której znaleźć można obiekty trudno dostępne na rynku sztuki,  ofiarowane przez samych twórców. W przypadku takiej aukcji trudno mówić o nastawianiu się na okazje cenowe, lecz z pewnością biorąc w niej udział, oprócz dzieła sztuki można zyskać znacznie więcej.

Część obiektów sztuki użytkowej ze świątecznej promocji Artykwariatu „Sztuka na tacy”

Część obiektów sztuki użytkowej ze świątecznej promocji Artykwariatu „Sztuka na tacy”

Szukając prezentów w galeriach sztuki nie można spodziewać się dużych zniżek, zwłaszcza w przypadku obrazów sygnowanych nazwiskami znanych twórców. Tutaj prawa rynku wydają się być bezwzględne.  Ceny uzależnione są od ogólnych notowań, a pewnych dzieł po prostu nie można sprzedać za ceny niższe od ich wartości. Nie tyczy się to sztuki użytkowej, która otwiera przed poszukiwaczem prezentowych skarbów prawdziwie fantastyczne możliwości. Delikatna porcelana, dawne srebra czy biżuteria, zdecydowanie różniące się od powtarzalnych, współczesnych wyrobów, to jakże kusząca alternatywa dla marketowego szału. Tym bardziej, że w przypadku artystycznych obiektów użytkowych, oferta  galerii sztuki czy antykwariatów potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć.

Zofia Strzelczyk (Michalik)

COŚ DLA SŁONIA… W SKŁADZIE PORCELANY

COŚ DLA SŁONIA … W SKŁADZIE PORCELANY 

Piękna, delikatna, cenna i niezwykle krucha, to słowa, które kojarzą się z porcelaną. Jednocześnie budzi podziw ze względu na swą urodę i kunszt wykonania oraz lęk i trwogę przed potłuczeniem. Niejeden z nas ma w pamięci podobną sytuację, gdy przytrzymując drżącą dłonią krawędź spodka, próbował przemierzyć krótki dystans, obserwując, jak rozkołysana filiżanka, wypełniona gorącą kawą czy herbatą, „tańczy” na spodku, by po chwili wylądować z całą swoją zawartością na podłodze, roztrzaskana w drobny mak. Dla tych, którym to wspomnienie jest bliskie lub sama myśl o podobnym doświadczeniu ich przeraża, mamy rozwiązanie. Coś, czym cieszyć się będzie nawet przysłowiowy słoń w składzie porcelany.

Trembleza,  Sophienau bei Charlottenburnn (Suliszów - Zofiówka), Joseph Schachtel, 1875-1900 Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT

Trembleza, Sophienau bei Charlottenburnn (Suliszów – Zofiówka), Joseph Schachtel, 1875-1900
Kolekcja Galerii ARTYKWARIAT

To trembleza. Nietypowa filiżanka z dwoma uchami, często z przykrywką, którą wyróżnia niezwykle misternie „wypleciony” z masy porcelanowej koszyk, przytwierdzony do spodka. Ów ażurowy koszyk właśnie zapewnia bezpieczeństwo użytkownikowi i miłośnikowi porcelany (1). Utrzymuje na miejscu roztańczone na spodku filiżanki.

Określenie „trembleza”, z francuskiego „tremblaise”, pochodzi od słowa „trembler”, oznaczającego „trząść się”, „drżeć” po francusku. Samą nazwą naczynie zaklina drżących i trzęsących się o dobrobyt porcelany, by nie lękali się i z radością z niej korzystali. Tremblezy wchodziły również w skład podróżnych zestawów naczyń, jak na przykład miśnieńska filiżanka do czekolady z połowy XVIII w., będącą własnością carycy Katarzyny II. Nietypowa forma stawała się często dodatkową inspiracją dla malarzy porcelany, którzy pokrywali te naczynia wymyślnymi wzorami, malowidłami, podkreślającymi ich tektonikę.

Tremblezy są dowodem na to, że porcelana jest dla każdego.

Magdalena Dworak-Mróz

 

(1)    Ciekawe jest śledzenie różnych modeli koszyka i wzajemne inspiracje manufaktur porcelanowych w tym względzie.

WARTOŚĆ SZKICU

WARTOŚĆ SZKICU

Rysunki, szkice, studia malarskie spotyka się na rynku sztuki często. Rzadko jednak wycenia się je wysoko. Dlaczego te swobodnie kreślone prace nie wzbudzają takiego uznania, jak dzieła skończone? Czyżby w świadomości odbiorców sztuki wykończenie obrazu czy rzeźby nadal było wyznacznikiem jego statusu jako dzieła sztuki? I czy podświadomie stawiają oni znak równości między tym co wykończone i piękne? Jeśli nawet jest to prawdą w odniesieniu do pewnej grupy, istnieje cała rzesza miłośników sztuki, którzy potrafią dostrzec talent artysty, objawiający się w kilku kreskach czy pociągnięciach pędzla na powierzchni obrazu.

Pojęcie szkicu jest szerokie, obejmuje bowiem nie tylko techniki rysunkowe, kryjące się za łacińską definicją słowa disegno, ale również malarstwo. Imprimatura, pierwsze studium malowidła, naniesione sienną, ébauche – wstępny szkic olejny, croquis – pospieszne zarysowanie sylwetki modela czy pochade, tak cenione przez artystów malarskie kompozycje niewielkiego formatu, które pozwalały na szybkie nakreślenie motywu powstającego w warunkach plenerowych. Te wprawki techniczne robione na cito i in situ posiadały niewątpliwy walor, dawały wgląd w techniczną sprawność artysty, umożliwiały śledzenie jego pociągnięć pędzla i „zaoczne” uczestnictwo w procesie tworzenia. Dawni mistrzowie niechętnie ujawniali tajniki swojego warsztatu. Dla nich odsłonięcie rysunku było ograbieniem ich pracy z pierwiastka tajemnicy, mistycyzmu. Michał Anioł na pewno nie byłby zadowolony wiedząc, iż jego studia do fresków Kaplicy Sykstyńskiej, jego błąkająca się kreska uparcie dążąca do wypracowania właściwych proporcji ciała, stały się przedmiotem badań wielu artystów i historyków sztuki.

XIX wiek wraz z rewoltą impresjonistów przyniósł nowe zadania dla sztuki i jej nowe rozumienie. Ponadczasowy walor obrazów został zdegradowany przez dążenie artystów do oddania wrażenia chwili, wrażenia kreślonego szybkimi pociągnięciami pędzla, nadającymi kompozycji szkicowy, ulotny charakter. To zaproszenie malarzy do obserwacji efektów ich pracy, śledzenia rozedrganych, pulsujących ruchów pędzla na powierzchni płótna pozwalało zbliżyć się do obrazu, doświadczyć go w bardziej namacalny sposób i zmniejszyć barierę dzielącą dzieło od jego odbiorcy. Dziś szkice są poszukiwane na rynku sztuki przede wszystkim ze względu na ów demaskatorski charakter. Posiadają one jednak dużo więcej zalet. Z jednej strony odkrywają tajniki warsztatu artysty, odrzucają nieprzeniknioną powłokę akademickiego fini, ukazując szkielet kompozycji; z drugiej owiane są pewną aurą tajemniczości, jaką nadaje im ich szkicowy charakter, pewien stopień niewykończenia, aspekt non finito, który sprawia, że pozostają one pracami otwartymi. Otwierają się na snucie domysłów: „co by było gdyby”. Bez względu na temat przedstawiony, pejzaż, portret, martwą naturę, czy scenę rodzajową, potrafią intrygować obserwatorów.

Maurice Mendjizky [1890-1951]  Portret młodej dziewczyny, 1935/ 1945? r. Źródło: www.artykwariat.pl

Maurice Mendjizky [1890-1951]
Portret młodej dziewczyny, 1935/ 1945? r.
Źródło: www.artykwariat.pl

Przykładem takiego zaskakującego szkicu jest dziewczęce popiersie Maurice Mendjizkiego. Uchwycone przez artystę oblicze młodej modelki objawia się przed widzem w ujęciu en trois quart. Ten niezwykle subtelny, intymny portret, wydobyły z cienia brunatnej tektury finezyjne ruchy pędzla, pozostające w zgodzie z delikatną urodą modelki. Tożsamość sportretowanej nie jest znana, co pozwala nam się skupić na czysto malarskich właściwościach obrazu. Jasna, ciepła kolorystyka kompozycji, kontrastując z ciemnym tłem pracy, jest przejawem sprawczości światła i barwy, mającej moc kształtowania obrazu. Kilkoma zaledwie pociągnięciami pędzla Mendjizki powołuje do życia ten malarski wizerunek. Śniadą twarz modelki okalają falujące czarne włosy. Postać ubrana jest w niebieską bluzkę z białym kołnierzykiem. W tle majączą ekspresyjne wzory w odcieniach zieleni, błekitu i różu. Całość wyodrębniona z tła w szkicowy sposób sprawia wrażenie, jak gdyby mogła w oka mgnieniu rozpłynąć się w powietrzu. Zaskakujące pozostaje spojrzenie dziewczyny, które kieruje ona w stronę widza. Nieodgadnione, nieprzeniknione, ale zdecydowane, w całej ulotności tego portretu stanowiące mocny punkt oparcia, łączący przedstawioną postać z osobą patrzącego. Ciekawy zabieg artysty koncentruje odbiór portretu na nieuchwytnym ze swej natury motywie spojrzenia.

Magdalena Dworak-Mróz

SURPRISE, SURPRISE!

SURPRISE, SURPRISE!

Kiedy w życie zawodowe wkrada się codzienna rutyna, a człowiekowi przez moment wydaje się, że już wie, jak ten świat jest zbudowany, nagle zdarza się coś, co wytrąca nas z pozornej równowagi. Taką niespodziankę sprawił nam Hermann Kauffmann Jr., malując w 1914 roku Portret dziewczynki. Jego niespodziankę odkryliśmy po stu latach.
Hermann Kauffmann [1873-1953] Portret dziewczynki, 1914 r. 120,5x 120,5 cm (bez ramy); 133,5x133,5 cm (z ramą) olej na płótnie, sygn. p.d. "Herm Kauffmann jun. 1914" Żródło: www.artykwariat.pl

Hermann Kauffmann [1873-1953] Portret dziewczynki, 1914 r.
120,5x 120,5 cm (bez ramy); 133,5×133,5 cm (z ramą)
olej na płótnie, sygn. p.d. „Herm Kauffmann jun. 1914”
Żródło: www.artykwariat.pl

Kauffmann, Niemiec z pochodzenia, imiennik swojego ojca, również uznanego artysty-malarza, związany był ze środowiskiem monachijskim. Ukończył tamtejszą Szkołę Rzemiosł (Gewerbeshule) i uczęszczał do prywatnej Akademii malarstwa. Po studiach krótko przebywał we Włoszech, następnie w Hamburgu, by ostatecznie powrócić i osiąść na stałe w rodzinnym Monachium. Tam wielokrotnie pokazywał swoje prace, m.in. w Szklanym Pałacu (Glaspalast). Jego obrazy eksponowane były również na prestiżowych wystawach w Hamburgu i na Wielkiej Wystawie Sztuki w 1905 roku w Berlinie (1).

Artysta specjalizował się w niewielkich scenach rodzajowych, ukazujących życie rodzinne w zaciszu domowego wnętrza, przedstawieniach kobiet, nierzadko w orientalnym kostiumie oraz portretach. Jego obrazy cechuje wystudiowana kompozycja i akademicka technika objawiająca się gładkim wykończeniem płótna.

Na tym tle Portret dziewczynki jawi się jako praca wyjątkowa pod wieloma względami. Wyróżnia ją olbrzymi format secesyjnej, kwadratowej ramy o boku długości ponad 130 cm, w który wpisuje się kompozycja w formie tonda. Sportretowana, kilkuletnia dziewczynka w eleganckiej, białej sukience, z niebieską wstążką we włosach spoczywa na fotelu. Jasna karnacja młodej modelki, lekka biała tkanina sukienki kontrastują z wzorzystą poduszką, bordowym obiciem fotela i ciemną, butelkową zielenią ścian. Wzrok niewielkiej postaci kieruje się w stronę patrzącego, dziewczynka z odrobiną melancholii i zaskakującą odwagą spogląda na widza. Czy uda nam się „wytrzymać” to spojrzenie? Co kryje się w tych dziecięcych oczach, co sprawia, że tak trudno oderwać od nich wzrok? Wyjątkowość postaci podkreśla element, który jest niewidoczny dla oka, przy pierwszym spotkaniu.

Fragment lica obrazu kryjącego się pod ramę z przedstawieniem białego misia Źródło: Archiwum Galerii ARTYKWARIAT

Fragment lica obrazu kryjącego się pod ramę z przedstawieniem białego misia
Źródło: Archiwum Galerii ARTYKWARIAT

Tajemnicza modelka nie jest jedyną zagadką, jaką zostawił na płótnie malarz. Ta największa, skrywana pod ramą, wymyka się naszemu spojrzeniu w pierwszym oglądzie (2). Dopiero po zdjęciu ramy, w prawym, dolnym narożniku objawia się sylweta białego misia, naniesionego kilkoma szybkimi pociągnięciami pędzla. Ten niespodziewany bohater drugiego planu, z jakiejś przyczyny nie znalazł dla siebie miejsca obok dziewczynki. Dlaczego? Być może artysta zdecydował się go domalować już po ukończeniu płótna… Być może chciał uwiecznić ukochaną zabawkę portretowanej… Sprawić, by nie czuła się osamotniona… Być może Kauffmann, malując ten portret w czerwcu 1914 roku, był świadom zaognionej sytuacji politycznej, zbliżającej się wojny… To malarskie impromptu, dopowiedzenie na marginesie obrazu zmienia w znaczący sposób postrzeganie tej pracy.

 

Magdalena Dworak-Mróz

 

Źródła:

(1) Thieme-Becker, Allgemeines Künstlerlexikon

(2) Szczęśliwymi odkrywcami tajemniczego modela byli pracownicy Galerii ARTYKWARIAT i sympatyzującego ForFormu w osobach: Karolina Leśnik, Michał Błaszczyński oraz Julia Błaszczyńska.