„AKADEMIA KARPETOLOGII.”

 

 

Gdzie Wschód spotyka się z Zachodem, czyli o dywanach

Co można powiedzieć o dywanach? Niby niewiele – chodzimy po nich, czasem odkurzamy, i już! Dlatego propozycję wykładu na ten temat w galerii ARTYKWARIAT przyjęliśmy z niejakim zdziwieniem. Czy jesteśmy dobrym miejscem do mówienia o dywanach? I kto będzie chciał o nich słuchać? Wątpliwości ustały kiedy Pan Mikołaj Pietraszak-Dmowski przesłał nam tytuł wystąpienia: „Akademia Karpetologii. Dywan – dzieło sztuki na podłodze”. Pierwsza część tytułu przypominała, iż istnieje nauka o dywanach. Zaś druga część uświadamiała, że dywan dywanowi nierówny, bywają te niezmiernie wysmakowane artystycznie, i te, które są tylko sposobem na izolowanie od chłodu.

Przykład wspaniałego dywanu perskiego na obrazie „Zaproszenie” Władysława Czachórskiego (1850-1911), z kolekcji galerii ARTYKWARIAT

Przykład wspaniałego dywanu perskiego na obrazie „Zaproszenie” Władysława Czachórskiego (1850-1911), z kolekcji galerii ARTYKWARIAT

Jednak prawdziwy przełom w dotychczasowym traktowaniu dywanów wyłącznie użytkowo przyniósł moment, kiedy to zobaczyliśmy na żywo przedmioty kolekcji prelegenta. Z początku niepozorne, zwinięte w rulony lub złożone w kostkę, wydawały się jedynie przyciężkawymi eksponatami. Lecz rozłożone, ukazane w całej okazałości, zaświeciły własnym światłem. Rozbłysnął jedwab, miękko zalśniła wełna, odsłoniła się mozaika barw. Nagle sensu nabrały abstrakcyjne motywy: środkowy ornament stał się mihrabem, a poboczne zdobienia: przedstawieniami świata sprzed pierwszego grzechu. I to był nasz wstęp do raju. Właściciel dywanów okazał się zarówno pasjonatem, jak i erudytą. Już wtedy, gdy planowaliśmy rozmieszczenie eksponatów, opowiadał o historii i sztuce kryjącej się za kobiercami.

Kolekcjoner w akcji, czyli Mikołaj Pietraszak-Dmowski opowiada o budowie dywanów

Kolekcjoner w akcji, czyli Mikołaj Pietraszak-Dmowski opowiada o budowie dywanów.

 

Od Anatolii, przez Persję, do Chin

Najlepsze miało się jednak dopiero zacząć. Na Spotkaniu ze Sztuką 17 listopada, pan Pietraszak-Dmowski uraczył nas dwugodzinną opowieścią, w której wątki teoretyczne mieszały się z praktycznymi, jakby skrojonymi dla kolekcjonerów, a systematyczna wiedza wprawnie przeplatana była soczystymi anegdotami.

O swej miłości do dywanów pan Pietraszak-Dmowski mówi tak:

Moje kolekcjonerstwo kobierców tliło się we mnie od dawna. Z zazdrością słuchałem relacji kolegi dyplomaty, który w latach dziewięćdziesiątych kupował na targu w Moskwie za niewielkie pieniądze wspaniałe kobierce kaukaskie i turkmeńskie. Wizyta w galerii z kobiercami w Getyndze rozbudziła prawdziwe emocje, ale ceny były na polską kieszeń zbyt wysokie. Przełom nastąpił, gdy pomogłem memu krewnemu kupić dwa dziewiętnastowieczne obiekty do jego dworu i zaraz potem żałowałem, że sam ich nie zatrzymałem. [1]

Zacznijmy od nazewnictwa. Czym dywan różni się od kobierca, a ten od kilimu? Otóż dwa pierwsze określenia dotyczą tego samego typu obiektu, inna jest tylko etymologia słów. Natomiast kilim charakteryzuje się brakiem runa, a więc dłuższego włosa na powierzchni. Na spotkaniu skupiliśmy na kobiercach i dywanach. W Artykwariacie usłyszeliśmy o rozmaitych ich funkcjach, bowiem są takie, które służą do modłów (w skrócie nazywane modlitewnikami), do ochrony i ozdoby wnętrza, jako nakrycia stołów, derki do jazdy konnej, a czasem po prostu… na handel z Europejczykami i Amerykanami. Tutaj trzeba wspomnieć, iż gusta zachodnie nieraz wpływały na wygląd tych dywanów, które tworzone były z intencją sprzedaży – by wspomnieć choćby o formatach dostosowanych do zachodnich wnętrz i kolorystyce kobierców. I tak zieleń to kolor zarezerwowany dla Mahometa, a więc zbyt święty, by zanadto nim szafować na dywanie pobożnego muzułmanina. Z kolei kolor czerwony, z niewielkimi dodatkami żółci, bieli i czerni, dominuje w kobiercach turkmeńskich. To, co podoba się na wschodzie, nie jest już w guście zachodnim, dlatego rynek europejski czy amerykański najbardziej ceni z kompozycje z błękitami czy zieleniami. Dlatego tak ważne jest, by znać tło kulturowe kobierców. Dywany typowe dla regionów silnie zislamizowanych, posiadać będą dekoracje abstrakcyjne, zgeometryzowane. Natomiast dla kobierców z Persji, gdzie zachowała się silna tradycja przedstawieniowa, charakterystyczne są motywy roślinne, zwłaszcza kwiatowe i zwierzęce, związane z wyobrażeniami raju.

Prezentacja najstarszego z kolekcji tureckiego kobierca modlitewnego z początku XIX w., tzw. Kirsehira

Prezentacja najstarszego z kolekcji tureckiego kobierca modlitewnego z początku XIX w., tzw. Kirsehira

Dywan – jak to się robi?

Znawca dywanów z pasją opowiadał o maleńkich osadach w dzisiejszym Iranie lub Iraku, gdzie tradycja tkacka przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Nie zabrakło tu wątków technicznych, dotyczących typów krosna lub splotów różnorodnych dla poszczególnych regionów, a także odmiennych długościach włosa, zależnych od warunków klimatycznych miejsca powstania. W skrócie rzecz można ująć tak: im chłodniejszy klimat, tym runo dłuższe, im zaś goręcej, tym krótsze. Wyjątkiem byli Chińczycy, lubujący się w strzyżeniu utkanych już kobierców tak, by stworzyć trójwymiarowy efekt powierzchni, a więc o różnej długości włosa.

Jak mówi sam kolekcjoner:

Szlachetny kobierzec jest najczęściej gęsto tkany. Oznacza to w wielkim skrócie, że np. na powierzchni 1 dm2 znajduje się 10.000 węzłów, a to przekładać się może nawet na dwa dni pracy dla wprawnego tkacza. O kobiercach mówi się, że są „wiązane”. To bowiem, co wyróżnia kobierce spośród innych tkanin, to runo, wiązane na osnowie. Gdy zatem zwykła tkanina swoją konstrukcję zawdzięcza osnowie i wątkom, to kobierzec ma jeszcze strzyżony włos.

 

Tkacz musiał niekiedy mieć całą kompozycję ornamentyki w głowie – stąd czasem zdarzały się błędy w strukturze. Na zdjęciu prezentacja rzadkiego przykładu dywanu tkanego w poziomie – prawdopodobnie właśnie z powodu „rozlania” ornamentu.

Tkacz musiał niekiedy mieć całą kompozycję ornamentyki w głowie – stąd czasem zdarzały się błędy w strukturze. Na zdjęciu prezentacja rzadkiego przykładu dywanu tkanego w poziomie – prawdopodobnie właśnie z powodu „rozlania” ornamentu.

… i jak sprzedaje?

Na spotkaniu nie zabrakło smaczków z rynku sztuki. Wschodnie kobierce cieszą się popularnością na Zachodzie już od kilkuset lat. Choć największe obroty na tym polu miały miejsce w latach 70. i 80. XX wieku, kobierce stale i niezmiennie lubią Niemcy i Anglicy, kochają Włosi, a Amerykanów na nie po prostu stać. Niemcy wolą kontrastujące, geometryczne kompozycje kobierców kaukaskich, dlatego ceny bardziej stonowanych dywanów perskich są na ich rynku często korzystniejsze. Najważniejszym ośrodkiem w naszej części Europy jest Hamburg, również z uwagi na swój portowy charakter. Tam też aukcje dywanowe budzą podziw rozmachem i ilością obiektów. Warto pamiętać, iż wszystko, co ma swoją cenę, bywa podrabiane. Dlatego zalecamy oglądanie i kupowanie w towarzystwie specjalisty, i tu pana Mikołaja Pietraszaka-Dmowskiego możemy polecić bez wahania. Na porządku dziennym jest bowiem sztuczne postarzanie dywanów przez intensywne wystawianie ich na słońce, by spłowiały. A skoro o słońcu mowa…

Dywan – materia (nie taka) delikatna

Generalnie kobiercom nie szkodzi ekspozycja na upał czy mróz. Co więcej, drastyczne temperatury mogą pomóc zwalczyć największych wrogów dywanu: moli. Groźniejsza dla dywanów jest wysoka wilgotność, ułatwiająca powstawanie pleśni. Dlatego też tak trudno jest dobrze wyczyścić kobierzec. Pranie w pralce jest teoretycznie możliwe, ale już skuteczne wysuszenie wypranego dywanu to wyzwanie, także dla profesjonalisty. Dlatego pan Pietraszak-Dmowski zalecał tradycyjną metodę czyszczenia – uprzednio schłodzonego dywanu – śniegiem.

Kobierce w Polsce

Choć nasz kraj słynął ze wspaniałych kobierców do tego stopnia, iż nazwano szczególny typ dywanów perskich tapis polonaise (o takim przykładzie poczytacie tutaj: http://masterpieces.asemus.museum/masterpiece/detail.nhn?objectId=10315), współcześnie zainteresowanie tą tematyką jest niewielkie. Kolekcjonerzy – jeśli są, nie ujawniają się, a na aukcjach sztuki próżno szukać kobierców. A przecież mamy wspaniałe tradycje zbierania dywanów, na czele z Włodzimierzem Kulczyckim (1862-1936) i jego synem Jerzym (1898-1974), których kobierce możemy podziwiać na Wawelu i w Muzeum Tatrzańskim  (http://www.muzeumtatrzanskie.pl/?strona,doc,pol,glowna,1373,0,780,1,1373,ant.html

Wspaniałą kolekcję podarowała polskim odbiorcom także Teresa Sahakian (1915-2007), dzięki której kilkaset kobierców znajduje się w pałacu Pod Blachą w Warszawie (https://www.zamek-krolewski.pl/partnerzy/fundacja-teresy-sahakian-i-jej-zbiory)

Spotkanie ze Sztuką poświęcone kobiercom zmieniło punkt widzenia słuchaczy – niektórych, myślę, o 180 stopni. Warto doceniać te gałęzie kolekcjonerstwa, które w naszym kraju są niesłusznie zmarginalizowane. Oddajmy na koniec głos Mikołajowi Pietraszakowi-Dmowskiemu:

Wśród zbieraczy kobierców najważniejszym kryterium oceny obiektu jest jego wiek. Im dywan starszy, tym bardziej wartościowy i pożądany. Ale przecież, jeśli stare i przez to rzadkie dywany są poza naszym zasięgiem, bo są trudne do zdobycia i drogie, to przecież można jeszcze zbierać nowsze. One też kiedyś będą stare i z czasem nabiorą wartości. To proste odkrycie legło u podstaw mojej kolekcji i pozwoliło zacząć zbierać kobierce, które niekoniecznie są bardzo stare, ale ładne i dobrze wykonane. W dodatku są to często obiekty niedocenione i nie znajdujące innych amatorów, więc jeśli ktoś pozna się na ich urodzie, może je kupić po przystępnej cenie. (…) Moim zdaniem  kobierce trzeba oglądać jak obrazy lub plakaty.

Dorota Żaglewska


[1] Wszystkie cytaty wypowiedzi czerpię z tekstu Mikołaja Pietraszaka-Dmowskiego, przygotowanego na wystawę własnej kolekcji kobierców wschodnich w Muzeum Okręgowym w Pile (2013-2014 r.)